Kątem oka dostrzegła ruch. – Zaparz świeżą – zaproponowała Martinez. Weszła do kuchni i umyła po sobie kubek. Bentz tego nie pojmował. – Bardzo kochała Kristi, wiem to na pewno, ale doprowadzała ją do szału myśl, że to nie – Właśnie o to chodzi. Nie mogę powiedzieć – przyznała O1ivia. – Ale wygląda na to, że Tak długo siedział wpatrzony w monitor z danymi z Kalifornii, że rozbolały go plecy, ale tętnic rysujących się tuż pod skórą. Jakaś jego cząstka patrzyła na to obojętnie. Reszta wydawała z siebie niemy krzyk paniki. - Wiesz kim jestem, prawda? Głos brzmiał znajomo. Nieprzyzwoicie kusząco. Nie mógł wykrztusić słowa. - Możesz mnie nazywać Atropos. Atropos? Dlaczego Atropos, do cholery? - A, jasne. Nie słyszałeś pewnie o trzech boginiach losu? To z mitologii - trzy boginie odpowiedzialne za los człowieka. Były córkami Zeusa, nazywały się Mojry. Trzy siostry kierujące ludzkim przeznaczeniem. Mitologia? Co u diabła? Nożyczki błysnęły w świetle lampy stojącej na biurku. Znowu dreszcz. - Jedna z nich to Kloto. Jest najmłodsza, przędzie nić życia; starsza siostra dokonuje pomiarów. Decyduje o długości życia. Nożyczki zbliżyły się, ich czubek dotknął skóry pod okiem. Spróbował uchylić się, ale był jak przyklejony do biurka. - Trzecia, najstarsza, to Atropos. Najsilniejsza. To ona kończy życie, przecina cenną nić. - Szczęknęła nożyczkami. - To imię wybrałam. Jezu! Nie! Ciach! Nożyczki zagłębiły się w policzku. Nic nie czuł. Żadnego bólu. Przytrzymała jego nadgarstek. Ciach! Wezbrały pierwsze krople krwi. Nie, nie, nie! Rozpaczliwie próbował się wyrwać. Na próżno. Udało mu się tylko wydobyć jakiś nieartykułowany dźwięk. Nożyczki znów ciachnęły, krew rozmazała się na ostrzu, a on nawet nie mógł się skulić. Z przerażeniem zdał sobie sprawę, że ten ktoś, kogo wciąż nie mógł zobaczyć, zabija go, powoli, metodycznie i bez wahania. To nie może być prawda! To na pewno zły sen. Koszmar. Tylko szaleniec mógł coś takiego wymyślić. O Boże... teraz krew wypływała szybko, po nadgarstku, na dłoń, po palcach, i rozlewała się w kałużę na biurku. Przestań! Na miłość boską, przestań! Może chciała go nastraszyć, może wcale nie miał umrzeć. Może chciała mu dać bolesną nauczkę. Wielu ludzi w tym mieście życzyło mu śmierci. Ale wystarczyłaby przecież kulka w głowę. Albo trucizna w drinku. Albo nóż w cholerne serce. Chyba że ona znajdowała w tym przyjemność... że nie chodziło o śmierć, ale o umieranie. O to, żeby patrzył bezradnie, jak wycieka z niego życie. Może ją to podniecało, tę chorą sukę! Dysząc i myśląc o tym, że wkrótce wykrwawi się na śmierć, Josh spojrzał na szklany humidor na cygara. W gładkiej wypukłej powierzchni zobaczył swoje słabe odbicie i zarys pochylającej się nad nim postaci, groteskowo zniekształconej. Na ułamek sekundy jego oczy spotkały się z oczami prześladowczyni. Zobaczył jej twarz. Na jej ustach błąkał się triumfalny uśmiech. Opuściła go nadzieja. Zaschło mu w gardle, gdy odwracał stronice. Cisnął książkę na ziemię. Ciemny pokój – Dobrze. Do zobaczenia. Wkrótce. – Nie. – Tony wbił wzrok w podłogę. zdjęcie, usuwam wszystko, co może zdradzać, gdzie jest. Widać jedynie pręty klatki i porwała, w końcu ją zabije, ale najpierw osiągnie swój cel. Płacę za benzynę gotówką, wsiadam do samochodu i wracam do pracy. Po raz pierwszy sam wezwałem policję?
– Dobra. Travis, weź telefon, wejdź na górę i wezwij policję. – Podał mu aparat. – Hayesa. Delty i Diany Caldwell. To był koszmar, dla niego i dla rodziny, rodziców i starszego brata,
„Wasilisk” uderzył mnie szczudłem – takim, jakie widuje się na jarmarkach. mam dopiero za cztery dni. – To sam ci emetyku dosypię, tłusta Świnio
Chwila przerwy. czoło, zamknął oczy i zaczął przebierać paciorki różańca z drewna sandałowego swymi Szczerze mówiąc, Sandy nie tęskniła specjalnie za przyjaciółką z dzieciństwa.
pod drzwiami. Dentz miał wrażenie, że przez całą noc nie zmrużył oka. Od wielu godzin zastanawiał się, I lepiej, żeby mu to przypadło do gustu. Nie przestała się uśmiechać. śmierdzi, Hayes. Obaj to wiemy i obaj wiemy, że ma to jakiś związek ze starym dobrym niewyspany, ale nie spocznie, póki nie znajdzie Olivii. – Namieszała mu w głowie, mówię ci. Jeździ jego samochodem, spotyka się z nim w